– Dzień dobry. Nazywam się Agata Sorn i szukam osób, które mogłyby udzielić mi informacji na temat życia codziennego w gminie Kosakowo w XX wieku. Czy babcia zechciałaby mi pomóc?
– Dzień dobry Agatko, chętnie pomogę.
– Chciałabym wiedzieć, jak przebiegała babci edukacja.
– To rzeczywiście było dawno. Przedszkola wtedy nie było. Mając 7 lat, a było to w 1951 roku, rozpoczęłam naukę w szkole podstawowej. Mieściła się ona w Mostach w dzisiejszym budynku przy ulicy Gdyńskiej 13. Był to budynek mieszkalny z wydzieloną salą lekcyjną i pokojem kierownika, który wszyscy nazywali „kancelarią”. Kierownikiem był Franciszek Klimczyk, który pełnił wszystkie funkcje w szkole: nauczyciela, księgowego i bibliotekarza. Oprócz niego byli też inni nauczyciele: żona Stanisława, która była moją wychowawczynią /do dziś ją mile wspominam i zapalam znicz na jej grobie w Święto Zmarłych/.
– Ile lat babcia chodziła do tej szkoły?
– Chodziła do tej szkoły 7 lat /była wtedy siedmioklasowa szkołą podstawowa/. szkoła ta miała swoje filie – klasy w innych miejscach. była sala lekcyjna w domu pana Kąkola przy dzisiejszej ulicy Gdyńskiej 30 i w domu pana Franciszka Klebby, przy dzisiejszej ulicy Łąkowej 4 – nazywana przez uczniów „Syberią”. Zdarzało się, że jednego dnia mieliśmy lekcje w każdym z tych budynków i trzeba było się przemieszczać, niezależnie od pogody. W każdym budynku były piece kaflowe, w których trzeba było palić już przed lekcjami. Odpowiedzialna za to była pani Anna Kostrach: woźna, sprzątaczka i pomoc domowa państwa Klimczyk. Pomagała przy ich małym gospodarstwie. Niestety ubikacje były na zewnątrz i czy było ciepło, czy zimno, musieliśmy wychodzić na dwór.
– A czy nosiliście mundurki?
– Nosiliśmy fartuszki w granatowym kolorze i białe kołnierzyki, najczęściej uszyte i wyhaftowane przez mamy lub babcie.
– Jakie były przedmioty w szkole?
– Takie, jak dziś. Był język polski, historia, matematyka, geografia, biologia, muzyka, plastyka, gimnastyka. W ostatnich klasach doszła fizyka i chemia. Zamiast języka angielskiego był języka rosyjski, a informatyki nie było, bo wtedy jeszcze nie było komputerów. Mieliśmy też religię, na którą przyjeżdżał ksiądz A.Rutecki z Kosakowa.
– A ile dzieci chodziło do szkoły?
– Do szkoły w Mostach chodziły dzieci z Mechelinek i Mostów. Dzieci z Rewy miały swoją szkołę, dopiero po 4 klasach dołączyli do Mostów, a Pierwoszyno miało też swoją szkołę koło stawu, do której chodziły dzieci z Pierwoszyna i Kosakowa. Pamiętam, że do mojej klasy chodziło 20 osób.
– Czy pamięta babcia nauczycieli?
– Pamiętam takie nazwiska, jak: Priebe, Kałduński, Postanowicz, Klebba, Pierzchała, Łukaszewicz. Kierownik Klimczyk uczył przedmiotów ścisłych i kierował się zasadą: 3 – dla ucznia,
4 – dla nauczyciela,
5 – dla Pana Boga.
Chcąc otrzymać 5, trzeba było wiedzieć więcej niż kierownik. A mądrość można było posiąść jedząc łby od śledzi, pod warunkiem, że śledzia dostanie kierownik – tak mawiał nasz nauczyciel.
– Czy babcia dobrze się uczyła?
– Myślę, że dobrze. Miałam dobre oceny, ale świadectw z paskiem wtedy nie było.
– Czy obchodzono święta w szkole, albo przygotowywano jakieś akademie?
– Akademie były z okazji Dnia Nauczyciela. Pamiętam też wycieczki do lasu, do Gdańska, gdzie zwiedzaliśmy katedrę w Oliwie. Przy szkole było boisko, na które chodziliśmy z nauczycielem muzyki- panem Kałduńskim. Śpiewaliśmy piosenki, bo on grał na gitarze. Często recytowałam wiersze z różnych okazji, nawet pamiętam, jak mówiłam wiersz stojąc na krześle, bo byłam niska. Do dziś pamiętam tekst Trenów Jana Kochanowskiego i Smutno mi Boże Juliusza Słowackiego. Były też przedstawienia teatralne, w których występowałam. W jednym z nich byłam pięknym łabędziem. Miałam wyrzeźbioną głowę łabędzia z dziobem i strój uszyty z prześcieradła z naszywanymi, gęsimi piórami.
– Czy bała się babcia wywiadówek?
– Zebrania z rodzicami były, tak jak dzisiaj. Moja mama była w Radzie Rodziców. Czasami zdarzyła się dwójka, to wtedy się bałam, ale ogólnie miło wspominam szkołę, nauczycieli, a przede wszystkim kolegów i koleżanki, z którymi do dziś utrzymuję kontakty.
– Czy nauczyciele zadawali dużo zadań domowych?
– Trzeba było dużo czytać. Pamiętam wypracowania z języka polskiego i zadania z matematyki. Najtrudniej było jednak starannie prowadzić zeszyt. Pisaliśmy, bowiem stalówką, czyli przyrządem do pisania maczanym w atramencie. W szkole były ławki ze specjalnym miejscem na kałamarz i pióro, a w domu też miało się atrament. Oj, często rozlewał się atrament i robiły się kleksy. Trzeba było przepisać nieudany tekst, żeby było ładniej.
– Babciu, czy dzisiaj dzieci mają lepszą szkołę niż w babci czasach?
– Może warunki są lepsze. Tyle przyborów, pomocy do nauki, komputery, tego nie mieliśmy, ale mieliśmy za to wspaniałą atmosferę. Kontakt między uczniami, wspólne zabawy są nieporównywalne z dzisiejszymi. Technika nie była wtedy najważniejsza, liczyła się wyobraźnia i wspólnie spędzony czas. A nauczyciel miał ogromny autorytet wśród uczniów. Wszyscy go słuchali i szanowali. Życzę Ci Agatko takich nauczycieli, jakich miała Twoja babcia.
– Dziękuję babci za informacje. Słuchanie babci sprawiło mi wielką przyjemność. To niesamowite, jakie bogactwo historii można odkryć w tak krótkiej rozmowie. Chciałabym opisać naszą rozmowę i wysłać na konkurs do Biblioteki Gminnej w Kosakowie. Czy babcia się zgodzi?
– Proszę bardzo. Powiedziałam Ci Agatko, jak było i to, co pamiętam. Jeżeli Ci się przyda, to wykorzystaj.
– Dziękuję.
Agata Sorn kl. VI
ur. 5 kwietnia 1999 r.
Mosty, ul. Gdyńska 6
tel. 668 119 952