Freimurery (Masoni)

Freimurery (Masoni)

Po rozbiorze Polski i kasacie dóbr klasztornych, Prusacy w dawnej cysterskiej kurii klasztornej w Mostach ustanowili Domenę państwową (Domanenamt) i zabrali na tej cel zamek opacki. A zamek ten stał na tym miejsc u od bardzo dawnych czasów. Przed s!uleciami mieszkał w ni m władca zależny od pana na Oksywii. Wraz z zamkami w Oksywiu
i Dębogórzu strzegł całej „Terra Oxivia”. Miał też niebagateine znaczenie
w obronie przed piratami i wikingami. Wszystkie te zamki połączone zostały sekretnymi tunelami. Po zajęciu Mostów i wypędzeni u braci zakonnych, na zamku panoszyli się junkrzy pruscy, którzy z reguły byli luteranami i wolnomularzami. Wzorem swych ziomków ubierali się w czarne fraki,
czarne cylindry i zaprzęgali czarne konie i do czarnych karet. Ich obejść strzegły wielkie czarne psy o czerwonych ślepiach, którym z pyska buchał ogień.

Na zamek do Mostów freirnurerzy zjeżdżali się z całej okolicy. W podziemnych tunelach z dala od ciekawsk i ch ludzi odda wali się swym tajemnym praktykom. Przez konszachty ze „Złym” posiadali nadzwyczajne moce. A moce te były zadziwiające. Pewnego dnia w samo południe rybacy z Mechelinek udali się do lasu freimurera by naciąć prostych tyczek potrzebnych do mocowania żaków. Od Hildegardy, miejscowej dziewki służącej u nowego pana na zamku dowied zieli się, że zawsze w poludn ie biesiad uje przy stole jedząc obiad. Zasad y tej nigdy nie łamie. Sądzili, że bez żadnych problemów wytną w lesie tak potrzebne im tyczki. Jakże się mylili. Gdy wszystkie tyczki były już oczyszczone z gałęzi i byli gotowi ruszyć do swych szop nad morzem, nagle ni stąd ni zowąd stanął wśród nich sam freimurer. Był ubrany w czarny frak, na głowie miał czarny cylinder a w ustach palące się cygaro. Na smyczy trzymał czarnego psa, któremu z pyska zionął ogień. Nic nie mówił. Przerażeni rybacy porzucil i siekiery i tyczki. W wielkim poploch u uciekli do swych checz.

Nazajutrz dopadłszy Hildegardę chcieli jej wlać kil ka batów za wprowadzenie w bląd i fałszywe wiadomości. Hiidegarda przysięgala na wszystkie świętości, że wczoraj tak jak zawsze pan w poludnie jadł obiad i nigdzie od stołu nie odchodził. W kilka dn i później parobcy zaprzęgli do czarnej karocy cztery czarne konie. Od stangreta dowiedzieli się, że pan jedzie do miasta (Wejherowo), a oni parobcy mają iść na strych i szuflować zboże by się nie zaparzyło. Na strychu przez małe okienka zobaczyli jak pan wsiadł do karocy i traktem dębogórskim odjechał w kierunku miasta. Długo jeszcze obserwowali jak karoca coraz bardziej się oddala, aż w kot\cu znikła i m z oczu. Wtedy postanowili uczknąć trochę własności freimurera odsypując po kilka funtów ziarna dla siebie. Gdy
już napełni li swoje mieszki nagle pan stanął wśród nich. Stal w rozkroku
ubrany jak przed wyjazdem. Nic nie mówił. Palil cygaro. U nogi siedział czarny olbrzymi pies o czerwonych ślepiach. Z jego pyska buchał ogień. Przerażeni parobcy porzucili swe mieszki i w popłochu rozpierzchli się po obejściu . Na podwórzu ani w stajni nie było koni.Nie było też karocy.